Niezarekwirowane. Historie ludzi, którzy przeżyli to, czego boimy się najbardziej
Niezarekwirowane. Historie ludzi, którzy przeżyli to, czego boimy się najbardziej to zapis relacji ludzi Gułagu będących po przeciwnych stronach drutu kolczastego – funkcjonariuszy i więźniów. Choć opowiadają o dramatycznych sprawach, nie jest to kronika przemocy i cierpienia – są świadectwem, iż nawet w piekle można zachować człowieczeństwo i godność. To historia „nienormalnego, często nie do wytrzymania, ale mimo wszystko – życia”.
Autorki książki, korespondentki specjalne moskiewskiej „Nowej Gazety” Jelena Raczewa i Anna Artemjewa, dotarły do ostatnich byłych więźniów stalinowskich łagrów oraz do pracowników Gułagu i w latach 2012–2018 nagrały ich relacje.
Bohaterowie książki pracowali w łagrach lub byli więzieni od końca lat 30. do końca lat 50., czyli w okresie najstraszniejszych represji stalinowskich. Jedni siedzieli tam za „agitację antysowiecką”, inni w nim pracowali: w pionie administracyjnym, jako strażnicy, personel medyczny. Wśród bohaterów książki są m.in. pianistka uwięziona w dniu wybuchu wojny za „wykonanie faszystowskiego hymnu” (utworu Bacha), malarz oskarżony o „próbę przekopania tunelu z Leningradu pod mauzoleum Lenina”, są opowieści księdza o pierwszej ekstazie religijnej i partyzanta o pierwszym zabitym czekiście. Jest mowa o profesorze Państwowego Uniwersytetu Moskiewskiego, który wyjadał kaszę perłową spośród cudzych ekskrementów, i o strażniku, który uczył swojego psa gończego Synka tropić ludzi i podawać łapę. Są historie więźniarek, które zawijały włosy na wałeczki, żeby nocą wydostać się przez druty kolczaste na randkę, oraz obozowej pielęgniarki wyrzuconej z pracy za miłość do skazańca.
Książkę można kupić w księgarni Ośrodka KARTA
Oprócz opowieści więźniów w książce znalazły się też wspomnienia strażników i innych funkcjonariuszy oraz pracowników Gułagu. Ta publikacja to niezwykle rzadka okazja do poznania historii represji z drugiej strony – funkcjonariusze systemu sporadycznie odważają się mówić o sobie jako współsprawcach i o swoich motywacjach do wykonywania takiego zajęcia. To ostrzeżenie, że „katami” nie są jakieś „bestie”, ale zwykli ludzie. Ich opowieści są szczególnie ważne – powinniśmy je traktować jako stałe ostrzeżenie, sygnał alarmowy.
Relacje, nagrane przez dziennikarki „Nowej Gazety”, obejmują nie tylko samo doświadczenie łagrowe, ale sięgają do całej biografii bohaterów, a także wpływu doświadczenia bycia uwięzionym lub funkcjonariuszem systemu opresyjnego w kontekście dalszego życia bohatera, jego rodziny i środowiska, współczesnej świadomości i odbioru tego zjawiska, dotyczącego historii milionów ludzi.
Całości dopełniają fotografie archiwalne i współczesne zdjęcia bohaterów oraz przedmiotów związanych z ich opowieścią: artefaktów łagrowych, nieskonfiskowanych cudem podczas rewizji przedmiotów osobistych, dokumentów. Autorki nie opatrują tych wypowiedzi obszernym komentarzem, pozwalają czytelnikowi na samodzielne wysnucie wniosków.
Nie jest tak, że po publikacjach Aleksandra Sołżenicyna, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego czy Anne Applebaum o zbrodniach sowieckiego komunizmu zostało powiedziane wszystko, bo nigdy nie da się do końca opowiedzieć o bezmiarze zła. Jak napisały we wstępie autorki: „W tej książce jest wiele miłości. Jest i dużo śmierci. Wielu półżywych więźniów zlizujących brudy z mebli. Jest piękno muzyki Czajkowskiego słyszanej przez obozowy głośnik, jest ciężar brył rudy uranu na taczce i smak pierwszego kupionego na wolności piernika. Jest wiele bólu, światła, krwi, śmiechu i żądzy życia, ale też nieprzepracowanej przez dziesięciolecia traumy.” To ważna publikacja w czasie, gdy w samej Rosji ma miejsce rehabilitacja Stalina i systemu sowieckiego.